Wiedziałem, że to się tak skończy. Tego się spodziewałem, bo gdyby się zastanowić to nie mogło być inaczej. Głupota nie boli? Wydaje mi się, że jednak boli. A na dodatek objawia się gorączką, bólem mięśni, katarem i świadomością rychłej śmierci. Tak. Byłem chory. Przez ten cholerny deszcz leżałem teraz w łóżku nie mogąc się ruszyć. Bolało mnie wszystko. Dosłownie wszystko. Przecież coś takiego nie jest normalne, to nie może być zwykła grypa. Ja rozumiem, że to jest dość poważna choroba, no ale przecież powinienem móc jakoś funkcjonować! Umrę! Na pewno umrę!
Leżenie ze świadomością nadchodzącej śmierci, samotnie w mieszkaniu na prawdę potrafi zdołować. Desmonta gdzieś wywiało z samego rana. Akurat w takiej chwili, gdy potrzebowałem kogoś, kto mógłby mi zrobić ciepłą herbatkę jego nie było. Jak zwykle niezawodny.
Termometr leżał pewnie w którejś z szafek, a ja trzęsłem się z zimna ubrany w gruby polar i przykryty dwoma kocami. Zdecydowałem. Muszę zmierzyć temperaturę, bo trwanie w niewiedzy było gorsze niż choroba z którą musiałem się zmagać.... W samotności.
Powoli usiadłem. Od razu zakręciło mi się w głowie. Gdy tylko zrzuciłem z siebie przykrycie uderzyła mnie fala przeraźliwie zimnego powietrza. Jesteś facet, dasz radę. Powtarzałem sobie w myślach. Najpierw jedna noga. Potem druga. Z pomocą ściany udało mi się wstać. Jeden krok. Drugi. Jeśli uda mi się dostać termometr wysilę się jeszcze odrobinę i zrobię tę nieszczęsną herbatę. Z cytryną i miodem.
Zacząłem przeszukiwać półki. To było po prostu śmieszne. Nigdy nie chorowałem i nagle przez tę cudowną porę roku nazywaną wiosną otworzenie szuflady było dla mnie wprost nieziemskim wysiłkiem. Nagle poczerniało mi przed oczami i zaszumiało w uszach. Nogi przestały mnie słuchać i ugięły się pod ciężarem ciała. Wciąż trzymałem tę nieszczęsną szufladę, która runęła na ziemię razem ze mną. Usłyszałem huk i wydaje mi się, że na chwile urwał mi się film bo nie mam pojęcia skąd pojawił się nade mną Desnont wykrzykujący moje imię.
- Olivier! Cholera jasna, co się stało? Słyszysz mnie? Hej!
- Nie drzyj się tak. - wymamrotałem otwierając oczy. Do moich nieprzyjemnych objawów dołączył tępy ból głowy. Z pomocą Desmonta udało mi się usiąść.
- Po co wychodziłeś z łóżka? Jesteś chory, powinieneś odpoczywać. Teraz masz w dodatku rozbitą głowę. Pomyśl czasem zanim coś zrobisz.
- Potrzebowałem termometru bo mam chyba gorączkę. - Było przeraźliwie zimno. Cały się trzęsłem. Czułem się w jego ramionach taki mały.. słaby i kruchy. Spojrzałem na zawartość szuflady znajdującą się w tej chwili na podłodze. Coś przyciągnęło mój wzrok.
- Oczywiście, że masz gorączkę. Powinieneś zaczekać, aż wrócę.
- Nie wiedziałem, kiedy wrócisz.- nie miałem ochoty słuchać kazań. Wyciągnąłem dłoń w stronę niewielkiej kartki leżącej obok stosu papierów i niepotrzebnych drobiazgów. - Poza tym chciałem się napić herbaty.
- Jesteś nienormalny- stwierdził. Położył delikatnie dłoń na moim czole. - Rzeczywiście nie jest dobrze. Natychmiast wracaj do łóżka.
Podniosłem skrawek i dopiero po chwili zdałem sobie sprawę, że jest to zdjęcie. Moje oczy rozszerzyły się. Nagle wypełniła mnie dziwna energia, której jeszcze pół minuty temu nie miałem.
- Desmont! Kto to jest?! - pokazałem mu fotografię. Mój głos drżał. Pamiętałem dokładnie, skąd się wzięła. Dał mi ją Frund kilka lat temu. Zupełnie o niej zapomniałem. Zapomniałem o nim. Tajemniczy mężczyzna z blond włosami i niebieskimi oczami. - Błagam, powiedz mi kim jest ten facet!
- Spokojnie. - chwycił zdjęcie i przyjrzał mu się. - Mówiąc szczerze to... Jest podobny do ciebie. Jak dwie krople wody. Tylko włosy ma ciemniejsze niż ty. Ale rysy twarzy.. kolor oczu. - spojrzał na mnie zdziwiony. - Oli, kto to jest?
- To je się ciebie pytam.- mój głos drżał.
- Nie mam pojęcia. Ale jestem pewien, że jesteś z nim spokrewniony.
Zamarłem.
- Przecież ja nie mam rodziny. - znów zakręciło mi się w głowie. Zacisnąłem pięści a paznokcie boleśnie wbiły mi się w skórę doni.
- Jesteś chory. Połóż się. Pomyślimy o tym, jak poczujesz się lepiej.
Miałem w głowie mętlik. Czułem, że coś się wydarzy. Niedługo. Pozwoliłem się zaprowadzić do łóżka, szczelinie owinąłem kocami. Kim był mężczyzna ze zdjęcia? Musiałem się dowiedzieć, tylko jeszcze nie wiedziałem jak.
***
W ciemnym, dużym pomieszczeniu zebrało się dwanaście tajemniczych postaci. Blask świec ustawionych po kątach nie oświetlał ich twarzy spowitych w mroku, przez co uczestnicy dziwnego zebrania wyglądali jeszcze bardziej tajemniczo. Dwanaście marynarek. W każdej z nich niewielka kieszonka na piersi. W każdej kieszonce biała płócienna chusteczka. Na każdej chusteczce ręcznie haftowana, delikatna róża.
Dziewczyna weszła do ciemnej sali. Przyjrzała się każdemu z osobna, choć wszyscy wyglądali tak samo. Dzięki subtelnym różnicom udało jej się naliczyć 5 kobiet i 7 mężczyzn. Zastanawiała się co ona tak właściwie tu robi. Nie pierwszy raz brała udział w Posiedzeniu, ale zawsze wzbudzało to w niej takie same emocje. Gdy tylko przechodziła przez próg wielkiej, zimnej sali po jej plecach przebiegał nieprzyjemny dreszcz. Nie wiedziała, gdzie powinna utkwić wzrok, przez świece rozmieszczenie cieni było nierównomierne i jaśniejsze plamy światła mocno raziły w oczy. Wszystko zawsze wyglądało dokładnie tak samo: dwanaścioro ludzi, wszyscy ubrani w marynarki tak czarne, że ciężko było odróżnić je od błądzących po komnacie cieni. I jeszcze te białe chusteczki z symbolem róży.
Czuła na sobie wzrok, choć nie dostrzegała ani jednej pary oczu. Odetchnęła głęboko i policzyła w myślach do dziesięciu. Czekała, aż padnie pytanie. Wiedziała, że tylko zdaje raport. Nie była nikim ważnym, po prostu działała w terenie. Nie miała prawa się odzywać nieproszona, ani nie mogła wiedzieć zbyt wiele. Tylko tyle informacji, ile potrzebowała do wykonania zadania. Już raz popełniła błąd i prawie zabiła kogoś, kto był potrzebny żywy. Pomyślała, że jeśli wykaże odrobinę inicjatywy to w końcu wybije się z samego dna i może uda jej się wspiąć po drabinie Organizacji. Jaka była głupia. Tu wszystko było już z góry ustalone. Ona miała wykonywać czarną robotę i zbierać informację. Była szpiegiem, piekielnie dobrym szpiegiem. Lata w zawodzie dostarczyły jej całe mnóstwo doświadczenia i pewności. Nie była już dzieckiem. Na misjach potrafiła myśleć za siebie i podejmować słuszne i świadome decyzje. Była jedną z najlepszych.
Mimo to stała teraz przed grupą osób, których twarzy nigdy nie widziała i trzęsła się ze strachu. Zacisnęła dłonie w pięści, ale zaraz potem znów je rozluźniła. Mimo wszystko nie chciała żeby zauważyli jak bardzo jest przerażona.
- Jakieś nowiny? - niski głos rozbrzmiał echem w zimnym pomieszczeniu. Jeśli cisza ją przerażała to teraz prawie sikała ze strachu. Przełknęła ślinę.
- Niestety, nic nowego. - mimo strachu jej głos nawet nie zadrżał. Nauczyła się grać. W końcu była jedną z najlepszych.
- Od dwóch tygodni wciąż nie zdobyłaś żadnych informacji. Dlaczego? - tym razem pytanie zadała kobieta, która siedziała prawdopodobnie dość blisko stojącej.
- Nie mogę skontaktować się z moim informatorem. - odpowiedziała unosząc głowę. Najważniejsze to nie dać się złamać. - Wiem na pewno, że obiekt nie zmienił miejsca zamieszkania ani pracy.
- Musimy wiedzieć co knuje.
- Wiem, i po to tu jestem, żeby się dowiedzieć. - zrobiła krótką przerwę i odetchnęła głęboko.- Jestem pewna, że nic się nie dzieje. Nic czym powinniśmy się martwić. Jeszcze w tym tygodniu spotkam się ze źródłem. Wypytam o więcej szczegółów. Im dokładniejsze informację tym więcej czasu potrzebuję.
Zapanowało milczenie. Przez ciszę zaczynało jej szumieć w uszach. Zmarszczyła tylko lekko brwi. Dlaczego tak długo nie odpowiadali?
- Masz miesiąc.- usłyszała w końcu lekko skrzypiący głos z drugiego końca sali. - Chcemy wiedzieć wszystko.
- Oczywiście. - odpowiedziała i ukłoniła się lekko, ale starannie. Nie usłyszała nic w stylu "możesz odejść". Po prostu drzwi za nią otworzyły się a ona bez słowa wyszła. Gdy tylko została sama w jasnym korytarzu w końcu mogła odetchnąć z ulgą.
***
Zrobił mi rosołek i znów gdzieś zniknął. Nie pytałem gdzie się wybierał. Był przecież dorosłym facetem, nie potrzebował niańki. Zawsze w takich sytuacjach zastanawiałem się jak ja bym zareagował. Na pewno nie byłbym szczęśliwy gdyby Desmont kazał mi się spowiadać z samotnego wyjścia z domu. Miałem swoje tajemnice, on miał swoje. Według mnie był to bardzo uczciwy układ. No bo przecież każdy człowiek potrzebuje swobody, od najmłodszych lat. Najlepiej skłonności do niezależności można zauważyć u ludzi w wieku dojrzewania. To wtedy troska rodziców zderza się z próbą dorośnięcia dzieci. Zazwyczaj zderzenie to, jeśli już do niego dojdzie, kończy się tragicznie, no chyba że jedna ze stron odpuści. Jeśli nie odpuści, klęska murowana. Skąd to wiedziałem? Przecież nie miałem rodziców, więc takie rzeczy powinny być dla mnie rzeczą zupełnie obcą. No ale bez przesady znowu, jakiś wyjątkowo głupi nie byłem. W szkole w Jigoku można się natknąć na naprawdę dziwaczne osobistości. To chyba właśnie tam nauczyłem się najwięcej o życiu.
Kilka dni temu gorączka w końcu spadła. Teraz męczył mnie już tylko katar i napady duszącego kaszlu. Właśnie dlatego w tej chwili delektowałem się rosołkiem przyrządzonym przez Desmonta z miłością. Byłem chory. Tak dawno nawet go nie przytulałem. Zdecydowanie protestowałem przeciwko jego przebywaniu w tym domu. Na prawdę bałem się, że go zarażę. To, że ja cierpiałem, nie oznaczało, że on tez musi. W każdym razie Desmont stwierdził, że puki nie poczuję się lepiej to nigdzie się nie ruszy. Chociaż przytulasy udało mi się ograniczyć ze względu na niego. Teraz tak bardzo tęskniłem za jego ciepłem.
Pociągnąłem łyk gorącego napoju z miseczki. Zabawne. Spadła mi gorączka to już go gdzieś wywiało. Nigdy nie potrafił usiedzieć w miejscu. Ja miałem podobnie. Tylko ostatnio.. ech, siła wyższa. Bycie przykutym do łóżka to dla faceta najgorsza z możliwych kar. Chociaż... to też zależy w jakim sensie. Wszystko można dwuznacznie interpretować. Robiliśmy z Desmontem różne rzeczy i tak, raz byłem dosłownie przykuty do łóżka. Nie mam pojęcia skąd wytrzasnął różowe kajdanki, ale zniknęły równie nagle jak się pojawiły. Nie, nie jestem masochistą, ale nie mogę powiedzieć, żeby mi się to nie podobało. Uśmiechnąłem się na to wspomnienie. Gdy tylko wyzdrowieję trzeba będzie znów coś fajnego wykombinować.
Spojrzałem za okno, na padający śnieg. Znowu. Pieprzona wiosna. W był już prawie maj a padał śnieg. Zaczynałem się obawiać, że zima nigdy się nie skończy. Wyciągnąłem rękę po leżące na stoliku nocnym zdjęcie. Tajemnicza fotografia skutecznie spędzała mi sen z powiek. Wiedziałem do kogo powinienem pójść i zapytać w pierwszej kolejności. Jednak coś nie dawało mi spokoju. Jakieś dziwne do określenia przeczucie. Miałem wrażenie, że nie powinienem nikomu ufać, że ta sprawa dotyczy czegoś o wiele poważniejszego i im mniej osób wie tym lepiej. Nie bardzo wiedziałem, co powinienem zrobić. Chyba najpierw to rozważyć wszystkie za i przeciw. No więc tak:
~zależało mi na tym, żeby odkryć prawdę, a znałem ludzi, który na pewno będą to wiedzieć. Oszczędził bym i pieniądze i energię.
~już kilka razy, gdy brałem sprawy w swoje ręce kończyło się to tragicznie. Byłem uzależniony od rozkazów z góry? Całkiem możliwe. W każdym razie czułem się o wiele pewniej gdy miałem jasno przedstawiony plan, który musiałem po prostu wykonać. Nie najlepszy ze mnie strateg.
Co przemawiało przeciw podzieleniu się zdjęciem mężczyzny z pewnymi osobami?
~Dziwne przeczucie....
I jak tu podjąć decyzję? Zaufać racjonalnemu myśleniu i rzeczowym faktom czy intuicji? Nie znosiłem tych momentów, w których musiałem dokonać wyboru. Trochę jak kobieta- nigdy nie moglem się zdecydować.
Nagle poczułem się strasznie zmęczony. Odłożyłem fotografię, dokończyłem rosół i otuliłem się szczelnie kocem. Zamknąłem oczy a przez moją głowę przemknęło jeszcze tylko kilka myśli. Między innymi ta, że może na prawdę, gdzieś tam na świecie mam jakąś rodzinę.
***
Było ciemno. Szła jedną z wąskich uliczek w tej "lepszej" części Jigoku. Nawet w tym bagnie istniały bogatsze dzielnice. Nie dało ich się porównać do najbiedniejszych zaułków Edenu. Była kiedyś po drugiej stronie rzeki. Miała zlecenie i kilka spraw wymagało wyjaśnienia. Szczerze mówiąc nie miała problemu, żeby się tam dostać. Wtedy właśnie doszła do wniosku, że gdyby ludzie naprawdę chcieli to mogliby zadowoleni z siebie biegać po białych uliczkach, wśród szklanych, klimatycznych budynków. To było zdecydowanie prostsze niż wszyscy sugerowali. Tak blisko a znajdował się tam zupełnie inny świat.
Malownicze zaułki pełne zieleni i dywanów kwiatowych. Przy samej granicy mieszkali biedniejsi, ale nie było porównania z jakimkolwiek mieszkańcem Jigoku. Wciąż pamiętała blask uroczych latarni rozjaśniających mrok nocy na zadbanych deptakach. Nikt nie chował się w cieniu, nie było słychać płaczu, smrodu, cierpienia. Po prostu było... spokojnie i bezpiecznie.
Jednak ona nie chciałaby tam mieszkać. Odgarnęła swoje długie blond włosy i przeczesała grzywkę palcami. Co w mieście bez zagrożeń miałby do roboty szpieg? Niezbyt wiele. Podejrzewała, że jest jedną z niewielu osób, które szczerze kochają Piekło. Czasami śmierdzące uliczki doprowadzały ją do szału, ale wolała to niż nudne spacerki po czyściutkich chodnikach.
Pokręciła głową chcąc wyrzucić z niej niepotrzebne myśli. Nie miała czasu, by zajmować się urokami jej rodzinnego miasta. Musiała przeanalizować informacje, które zdobyła. A zdobyła ich dość sporo. Pytanie tylko, czy chce o wszystkim opowiedzieć na Posiedzeniu.
Gdy była jeszcze szczylem, uczącym się tego fachu dostała od Organizacji zlecenie. Bardzo proste. Miała mieć oko na pewną osobę, która chcąc nie chcąc znajdowała się w jej bliskim otoczeniu. Z czasem zlecenie się zmieniło gdy przez przypadek zbliżyła się do kogoś, kto zbliżył się do obiektu. Trochę poplątane, ale w brew pozorom sensowne. Zaczęła wyciągać informacje. Możliwie dyskretnie. Potem popełniła błąd, przez swoją młodzieńczą zuchwałość, ale miała niesamowite szczęście. Próba zabójstwa się nie udała.
Nie została odsunięta od sprawy. Tylko ona miała tak wiarygodne źródło informacji, więc była potrzebna. Przez lata, pomijając krótkie, dodatkowe zlecenia, wciąż zyskiwała informacje o jednym człowieku. Zdążył ją na tyle zaintrygować, że nie była pewna co mówić Organizacji, a co zachować dla siebie. Było w całej tej aferze coś prywatnego, zwłaszcza teraz, gdy wracając od źródła miała głowę pełną nowych informacji. Zbyt ciekawe, żeby pozwolić działać innym.
Uśmiechnęła się, a w jej ciemnych oczach pojawiła się tajemnicza iskierka. Ciekawe, czy uda mu się go znaleźć. Pomyślała i zniknęła w cieniu wąskiego zaułka.
___________________________________________
Niezbyt długie bo jestem zbyt leniwa, żeby siąść i pisać ._. W każdym razie wybaczcie, ze tak długo. Kiedyś może uda mi się napisać następny rozdział xD
Liczę na komentarze, bo tylko dzięki nim jestem w stanie zebrać się w sobie i pisać :D
Pozdrawiam
Koneko :*
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz