wtorek, 21 kwietnia 2015

Rozdział VI

Dzisiaj troszkę krócej, ale myślę, że nie jest źle ;)  Pozdrawiam pewną osóbkę, która na pewno to  czyta zamiast uczyć się matmy.  Miłego :*
********************************************************************************

              Stałem przed brudnym lustrem w jednej z niewielu łazienek w sierocińcu. Patrzyłem na moje niewyraźne odbicie. Patrzyłem sobie głęboko w oczy. Jednak myślami byłem gdzie indziej, daleko, poza granicami wyznaczonymi przez ciało. Krzyk. Pisk. Coś wyrwało mnie z zadumy. Odgłosy dochodziły zza drzwi, z korytarza. Te odgłosy były mi bardzo dobrze znane. Ktoś się z kimś napierdalał i to ostro. Obmyłem twarz chłodną wodą gdy usłyszałem lekko stłumiony przez drzwi krzyk.
 - Desmont! Cholera! Zabijecie go!- Głos przepełniony bólem i strachem. Głos jakiejś dziewczyny. Desmont. W tej chwili coś do mnie dotarło. Jak postrzelony wybiegłem z łazienki w samych bokserkach, z mokrą głową. Prawe ramie ozdabiał tatuaż, z którym swego czasu miałem mnóstwo problemów. Kto w Jingoku dba o higienę i sterylność narzędzi? Przez pół roku bolało przy prawie każdym dotknięciu. Ale zniosłem to, nie miałem wyjścia, musiałem znieść. Owieczka. Pełna ironii. Ja ucieleśnienie agresji miałem wytatuowaną niegroźną owieczkę. Kochałem ten tatuaż. 
    Otworzyłem drzwi. Na korytarzu zgromadziło się już sporo dzieciaków, zainteresowanych nieprzewidzianą rozrywką. Wszyscy patrzyli w moją stronę. Prawie wszyscy. Pośród zgromadzonych leżał chłopak, ochraniający ramionami twarz i głowę. Nad nim stali dwaj starsi kolesie, którzy go kopali wykrzykując niezrozumiałe przezwiska. Jeszcze dziewczyna, którą jeszcze niedawno przyłapałem półnago w sypialni. 
   Groźnie zmrużyłem oczy. Baz większych problemów przedarłem się przez tłum i stanąłem tuż za plecami napastników.
-Teraz zadajesz się z tą ciotą? Pedałem pieprzonym.- Jeden z napastników kucał "przemawiając" do ofiary.
-Może sam wolisz chłopców a ta laska tylko dla picu, co?- Drugi chłopak w tym momencie odwrócił się, chcąc spojrzeć na dziewczynę. Napotkał mnie. Zamarł. Na jego twarzy malowało się przerażenie. Moja twarz znajdowała się ledwie metr od jego. "Pedał". Nie myślałem. Zbliżyłem się do niego jeszcze pól kroku. Nie ruszył się. Panowała grobowa cisza. Jeden szybki ruch. Moje usta spotkały się z jego ustami na ułamek sekundy. Odsunąłem się i obojętnie przetarłem wargi dłonią. cofnął się o krok i potknął o ciało leżącego Desmonda. Uśmiechnąłem się. Był to straszny uśmiech, przerażający.
-Teraz ty też jesteś pedałem.- Ton mojego głosu był obojętny, ale wyraz twarzy wprost emanował kpiną. - Wyglądasz jak jakaś cnotka, sory, nie chciałem cię doprowadzić do łez. Wstań.- żadnej reakcji. -WSTAWAJ!- wrzasnąłem. Posłuchał i w błyskawicznym tempie przywołał się do porządku stając przede mną i siląc się na nie przerażony wyraz twarzy. Poklepałem go lekko po policzku. Szybki zamach. Nie zdążył zareagować gdy dostał pięścią w twarz. Widziałem na ziemi krew, pewnie złamałem mu nos. Wpatrywał się w ziemię, nie podniósł wzroku.
-Ej, chyba nie będziesz płakał po takim czymś? - wyprostował się. Patrzył mi teraz w oczy. "Odważny jest, ale głupi" pomyślałem.- Wiesz, słyszałem, że nie ma znaczenia czy ktoś się rusza, czy od tygodnia jest tylko kupa mięsa, bo ty i tak będziesz chciał przeruchać. Ja może wyglądam na ciotę, ale ty nie wyglądasz na nekrofila, rozumiesz o co mi chodzi? 
   Nie poruszył się. Patrzył mi prosto w oczy. Wzruszyłem ramionami, wbiłem mu pieść w brzuch. Zgiął się w pół i klęknął próbując złapać oddech. Nawet się nie obejrzałem, wróciłem do łazienki po moje ciuchy. Ubrałem się i wyszedłem do szkoły.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz