Rozdział nie krótki, nie jestem pewna czy wyszedł tak ciekawy jak miał wyjść. miałam go jeszcze dopracować ale nie mam czasu, więc wrzucam takiego, jaki jest. Z góry przepraszam, za niektóre błędy, powtórzenia, literówki. Miłego czytania ;)
*********************************************************************************
Było dokładnie tak jak to przewidziałem. Dyrektorka domu dziecka dosadnie dała mi znać co myśli na temat zniszczonej kurtki. Na nic zdały się wyjaśnienia, prośby, obietnice. Pani Misetle była twardą i upartą kobietą, tym razem na moją niekorzyść. Ponury i głodny ruszyłem w stronę pokoju, w którym spałem. To był sierociniec, w jednym pomieszczeniu, niewielkim pomieszczeniu, spało około 30 dzieci, a tylko nieliczni mogli liczyć na luksus w postaci łóżka lub choćby materaca. Nocami, zwłaszcza zimą, spaliśmy w kilku zbitych grupkach, żeby zatrzymać jak najwięcej ciepła. Ale mimo to zazwyczaj każdy trząsł się z zimna. Stare, zakurzone koce nie wystarczały na mroźne noce. Było ciężko, ale mieliśmy chociaż dach nad głową, a to równało się z szansą na przeżycie.
Otworzyłem drzwi, nawet nie pukając. Jedna dziewczyna siedziała półnago na podłodze ubierając się i jednocześnie rozglądając nerwowo. Leżący niedaleko chłopak był może nawet zbyt wyluzowany i pokazywał całemu światu swoje atuty, jeżeli atutami można było to nazwać. O tej godzinie mało kto był w ośrodku. Większość dzieciaków całe dnie spędzała włócząc się po mieście, wracając tylko na posiłki i nocleg. Prawdopodobnie mnie też by tu dzisiaj nie było, ale przez pewien zbieg okoliczności bałem się, że jeśli choć chwilę dłużej zostanę na zewnątrz to zamarznę.
Gdy wszedłem do sali zapanowała cisza. Dziewczyna wstydliwie zasłoniła się bluzką, a chłopak patrzyła na mnie trochę z kpiną a trochę z satysfakcją. Przeanalizowałem sytuację i westchnąłem cicho. Całkowicie obojętny ruszyłem w stronę mojego legowiska i znalazłem nieduży ręcznik. Lekko odwróciłem się i wróciłem na korytarz. Zanim jednak zamknąłem za sobą drzwi spojrzałem na dziewczynę, uśmiechnąłem się drwiąco i powiedziałem - możecie kontynuować- a następnie zamknąłem drzwi. Jeszcze chwile stałem przy drzwiach i nie usłyszałem żadnego słowa. Pewnie siedzieli zażenowani. Powolnym krokiem doszedłem do łazienki, zamknąłem zamek i włożyłem głowę pod kran z lodowatą wodą. Musiałem zmyć to coś z włosów. Przed oczami wciąż miałem scenę, której przed chwilą byłem świadkiem. Dopiero teraz moja twarz przybrała soczyście czerwonego koloru, zacisnąłem powieki i starałem się uspokoić myśli. Woda była piekielnie zimna, a ja głodny.
Z samego rana obudziło mnie mocne szarpnięcie. Otworzyłem leniwie oczy mrucząc coś pod nosem. Gdy tylko udało mi się zogniskować wzrok zobaczyłem chłopaka, o dużych czarnych oczach i brązowych włosach. Przyglądałem się mu przez chwilę starając się skojarzyć fakty. Dopiero po dłuższej chwili zorientowałem się kim był tajemniczy chłopak. Wczoraj widziałem do w jednoznacznej sytuacji. Natychmiast odwróciłem wzrok zażenowany, zachowywałem się jak szczeniak. Co to za czerwienienie się!? Powinienem być twardy, patrzeć mu w oczy z kpiną!
-Olivier-szepnął chłopak. Jaki Olivier? Kto to? Zaraz to przecież ja! Dopiero teraz zorientowałem się, że wszyscy spali. Był środek nocy. -możemy pogadać?- w pół mroku ledwie dostrzegłem jak ruchem głowy wskazał wyjście na korytarz.
-pe..pewnie- cholera zająknąłem się! Muszę być twardy, bezwzględny, bezduszny! Muszę? Nie... Podniosłem się niezdarnie uważając na leżące dookoła dzieciaki. Na palcach wymknąłem się na korytarz, było strasznie zimno, nie miałem siły stać, więc przysiadłem pod ścianą.
- Słuchaj chciałem pogadać o... o tym dzisiaj, znaczy wczoraj. Cholera nikomu o tym nie mów jasne!? -prawie krzyknął. Wciąż pamiętałem kpinę w jego oczach gdy tylko stałem się świadkiem dość intymnego zdarzenia. Nie rozumiałem, dlaczego teraz stał się taki uległy. Ziewnąłem, chciałem wyglądać jak najbardziej obojętnie. Nagle emocje zniknęły. Wspomnienia stały się mniej wyraźne. Zażenowanie pękło jak bańka mydlana. Patrzyłem mu teraz głęboko w oczy, to on odwrócił wzrok.
-Nie mam w tym żadnego interesu- powiedziałem po chwili milczenia. -Gdyby wygadanie tego, co między wami zaszło było dla mnie w jakiś sposób korzystne to pewnie już pół bidula by o wszystkim wiedziało. Ale ja nie mam ani do ciebie, ani tamtej laski żadnego interesu, a rozpowiadanie o tym, że się bzykaliście nie niesie ze sobą żadnych korzyści dla mnie. Wydaje mi się, ze to wystarczający argument.- Spojrzałem na wybite okno, za chmurami świecił księżyc. Była pełnia, było piekielnie zimno.
wiedział, że analizuje to, co właśnie powiedziałem. Ale to było dziwne. Nagle wiedziałem co powiedzieć, byłem królem sytuacji, to ja rozdawałem karty. Niby taka błahostka, ale ja poczułem, że to coś więcej niż tylko rozmowa. W tym momencie wszystko się nagle zmieniło. Tak jak wtedy, gdy patrzyłem na leżącego w kałuży krwi chłopaka i uśmiechałem się. To było to samo uczucie. Czułem w sobie energię, czułem moc dzięki której mógłbym więcej niż wcześniej sobie wyobrażałem.
Jednak chwila euforii minęła. Zniknęła, rozpuściła się, zamieniła w nicość. Przeszedł mnie zimny dreszcz. To było dziwne, podejrzane, złe.
- Dzięki- z zamyślenia wyrwały mnie słowa chłopaka. - A tak poza tym to Desmond jestem- uśmiechnął się przyjaźnie. Księżyc wyszedł zza chmur oświetlając srebrnym światłem moją twarz.
- Olivier- wymamrotałem- zmęczony Olivier.
Desmond uśmiechnął się, pomógł mi wstać i wróciliśmy do sali. Położyłem się, szczelnie owinąłem kocem i zasnąłem. Ty było tak ciepło i wygodnie. Tam gdzie się znalazłem po zaśnięciu, nie w sierocińcu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz