sobota, 9 maja 2015

Rozdział IX

  Muszę się za siebie wziąć i zacząć uczyć matmy ;_;  Ale jak mam się uczyć, kiedy w internetach tyle ciekawych rzeczy, na półce tyle ciekawych książek a w głowie tyle pomysłów na rozwój fabuły xD

***********************************************************************************
   Kiedy znowu się obudziłem czułem się o wiele lepiej. Otworzyłem energicznie oczy i zaspany usiadłem na łóżku. Mój wzrok od razu powędrował na mały stolik stojący obok, na którym leżała wielka misa z zupą. Nie miałem pojęcia co to była za zupa, ale pachniała nieziemsko. Rzuciłem się na jedzenie jak jakieś zwierze, bo w końcu nic nie jadłem od 3? 4dni? Zajęło mi to chwile, ale gdy już pochłonąłem posiłek odetchnąłem i zacząłem przyglądać się tajemniczemu miejscu, w którym się znalazłem. Tym razem nie było żywej duszy, nie licząc mnie. Naprzeciwko mojego posłania znajdowały się stare drewniane drzwi, z których farba odchodziła długimi paskami. Na prawym policzku poczułem lekki powiew wiatru, ale nie było tam okna. Nie! jednak było, ale z niewiadomych dla mnie przyczyn zostało zamurowane. Zostawiono tylko niewielką dziurę zapewniającą odpowiednią ilość świeżego powietrza w pomieszczeniu. Tylko czy to powietrze na prawdę było takie świeże? Czułem znajomą woń. Zapach, który kojarzył mi się jednocześnie z dzieciństwem i którego szczerze nienawidziłem. Jigoku. Nie wynieśli mnie z gorszej  części świata. Uśmiechnąłem się blado, wciąż byłem bardzo słaby. Przypomniał mi się incydent z dziewczyną Desmonta. To ona mnie otruła, byłem tego pewny, ale nie postarała się w doborze trucizny. Gdyby znała się na tym choć trochę i na prawdę chciała mnie zabić to już bym nie żył. Wstałem. Mięśnie odmawiały posłuszeństwa, ale trzymając się jedną ręką ściany udało mi się dojść do drewnianych drzwi. Chwyciłem za klamkę, niestety nie udało mi się ich otworzyć, byłem uwięziony. Mój wzrok powędrował do leżącej na ziemi czarnej kurtki. Powoli podszedłem i podniosłem ją. Wyciągnąłem z kieszenie małą karteczkę. Zrobiłem kilka słabych kroków i  znów siedziałem na łóżku. Rozwinąłem papier i zacząłem czytać.
   "Albert Frund, lat 47, urodzony i wychowany w Jigoku, nigdy nie był w Edenie. Przez swój majątek zyskał wysoka pozycję bossa jednego z najniebezpieczniejszych gangów. Otyły, prawdopodobnie cukrzyk. Płaci za ochronę własnej osoby.
   Andrew Kill lat 33, dowodzi grupą ochraniającą Frunda. Umięśniony, zadbany, niebezpieczny. Specjalizuje się w boksie i walce krótkim nożem. Pod jego jurysdykcją znajduje się 5 ochroniarzy, których imiona i nazwiska są na tyle nie istotne, że pozwoliłem sobie ich ponumerować:
1. Wysoki brunet, dość masywny, wiek około 25 lat. Lubi krwawe bójki i wykorzystywanie kobiet bez ich pozwolenia. Specjalizuje się w walce wręcz
2.Niski blondyn, szczupły, wiek około 30 lat. Bardzo szybki i zwinny, jest dumnym właścicielem lekkiego ale wyjątkowo ostrego miecza.
3.Rudy, niski, lekka nadwaga, wiek około 40 lat. Oprócz ochrony Frunda dorabia nielegalnie wyrabiając broń. Zawsze nosi przy sobie mini arsenał, trzeba na niego wyjątkowo uważać.
4.Wysoki szatyn, umięśniony ale szczupły, wiek około 20 lat. Jest najmłodszy, łatwo daje się ponieść emocjom, choleryk, działa bez jakiegokolwiek planu, byleby osiągnąć cel.
5.Kobieta, niska szatynka, lat około 29. Jest głównym mózgiem całej bandy ale potrafi sama o siebie zadbać, biegle posługuje się nożami do rzucania. "
     Przerażające-pomyślałem- zdobyli tyle informacji. A jeśli dowiedzenie się praktycznie wszystkiego o Frundzie nie stanowiło dla nich żadnego problemu, to najprawdopodobniej mnie też obserwują. Cholera. Wydaje mi się, że sam sobie kopie grób. 
  "Siedziba Frunda znajduje się na 33 ulicy w starym budynku tuż obok burdelu. Spędza tam około 3h dziennie zajmując się papierkową robotą i finansami całej bandy. większość dnia spędza w domu, którego lokalizacja jest wyjątkowo dobrze strzeżoną tajemnicą. Frund pojawia się w mieście zazwyczaj koło 8.00 rano, następnie po małym obchodzie centrum udaje się do swojej siedziby , z której wychodzi zazwyczaj około 13.00. Po kilku spotkaniach udaje się do domu. Często odchodzi od codziennego planu pracy, nie wraca na noc do domu, nie przychodzi do głównej siedziby lub w ogóle nie pojawia się w centrum przez cały dzień. "
   Tyle informacji. Przeszedł mnie chłodny dreszcz. Na kartce było jeszcze sporo innych informacji. Struktura "siedziby" wszystkie wejścia, szyby wentylacyjne, okna, systemy alarmowe (raczej nie działająca ale nigdy nic nie wiadomo). Wszystko. Dlaczego, skoro mieli tyle informacji sami nie mogli go zabić? Czemu ja? W głowie roiło się od pytań. Postanowiłem jednak wszystko rozwikłać sam. Dopóki będą dawać mi pieniądze nie powinienem angażować się w ich sprawy, a przynajmniej oni powinni sądzić, że się nie węszę. Wziąłem głęboki wdech, zacisnąłem świstek papieru w dłoni. Podszedłem do okna i spojrzałem przez małą dziurę w zamurowanym oknie. Nie udało mi się nic zobaczyć, była po prostu za mała. Znów usiadłem na łóżku. Myślałem. 
    Moje rozmyślania przerwał dźwięk otwieranego zamka w drzwiach. Gdy tylko drzwi się otworzyły spojrzałem w stronę wchodzącego mężczyzny. To nie był All tylko jego kumpel. Nie lubiłem go, wyglądał podejrzanie. Chociaż w sumie sam byłem teraz dość podejrzanym typkiem.
 -Obudziłeś się blondi. -Stwierdził. Jego głos był zimny. Jak lód. Podszedł do mnie zdecydowanym krokiem i chwycił mnie za włosy. - Gdybyś spał ułatwiłbyś nam robotę. Musimy wydawać na ciebie mnóstwo pieniędzy, a nie tak to miało wyglądać. Jesteś dla nas jednocześnie problemem, ale All twierdzi, ze również jedynym ratunkiem. Zabawne, prawda? Taka ciota jak ty może nam jakoś pomóc? Śmieszne.
   Bolało, gdy szarpał moje dość długie włosy. Ale na słowo "ciota" zmrużyłem oczy. Poczułem przypływ nienawiści, złości. Nie chciałem reagować, dopóki nie dowiem się czego chce. Nauczyłem się w ciągu ostatnich tygodni czegoś, co zawsze było moją słabością, czegoś, czego nigdy nie miałem. Stałem się cierpliwy. Parzyłem mu prosto w oczy. Uśmiechnął się.
 -Ty nawet nie domyślasz się o co może na prawdę chodzić, ale dobrze. Gdybyś wiedział to...- nie skończył, obrócił głowę i spojrzał za siebie. Nikogo tam nie było. 
   Albo był na prawdę głupi albo chciał mnie wciągać w jakąś chorą grę. Tym, co właśnie powiedział utwierdził mnie w przekonaniu, że powinienem dowiedzieć się o tych dwóch jak najwięcej. A może nie był takim idiotą na jakiego wyglądał? Może chciał, żebym zaczął węszyć. Może to była pułapka. Cholera! Jak miałem to rozegrać? 
  -Wychodzimy- syknął mi prosto w twarz. Szybkim ruchem ręki wbił mi coś w ramie. Nie zdążyłem zareagować, wciąż byłem słaby. Gdy tylko wyciągnął strzykawkę z mojego ciała poczułem niewyobrażalny ciężar, gdzieś w środku.  Oczy zaczęły mi się zamykać, mięśnie stały się wiotkie i niezdolne do utrzymania mojego ciężaru. Upadłbym, gdyby mnie nie trzymał. Teraz dotarło do mnie co się działo. Przypomniały mi się słowa Alla "Nie mogę ci powiedzieć gdzie jesteś, ale mogę powiedzieć co się stało". Lek usypiający. Miejsce w którym się znajdowałem, nie chcieli dopuścić, abym mógł domyślić się czegokolwiek o jego lokalizacji. Jeśli będę spał nie ma mowy, żebym zauważył cokolwiek, gdy mnie będą wynosić. Sprytne i brutalne jednocześnie. Zasnąłem.

1 komentarz:

  1. Dzieje się, naprawdę się dzieje, wszytko ładnie utrzymujesz za kurtyna niepewności. Czytelnik może wraz z głównym bohaterem odkrywać prawdę. Idealnie :)
    Rozdział naprawdę dobry, zresztą tak jak i cała reszta, wiec nie ma co się dziwić :)
    Chciałabym Ci tylko zwrócić uwagę na taki mały szczegół, dotyczący strony wizualnej. Mianowicie. zmień w ustawieniach szczegółowych szablonu funkcje zaznaczonego tekstu. Dzieje się mało fajna rzecz, gdyż po opublikowaniu komentarza napis pod postem np " 1 komentarz" staje sie niewidoczny. Możliwe, że masz to zaznaczone jako czarny kolor czcionki. Również na czarno wyświetla Ci się archiwum bloga.
    No to na tyle.
    Weny życzę. Rozdział X już skomentowany wcześniej, wiec nie będę wracać.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń