piątek, 1 stycznia 2016

Rozdział XVII

Z okazji nowego roku wszystkim wszystkiego najlepszego <3 I mały prezencik ode mnie, sporo zmian xD 
****
  
CZĘŚĆ II

   Chłodny deszcz moczył moje ciemne włosy, spływał zimnymi kroplami po policzkach, tworzył ciemne plamy na mojej brązowej bluzce. Wiosenny deszcz. Nie lubiłem wiosny. Owszem, mówiono, że na wiosnę przyroda budzi się do życia, że wszechobecna zieleń napawa spokojem a lekki wiaterek w połączeniu z ciepłymi promieniami słońca jest pierwszą oznaką nadchodzącego upalnego lata.


   Ta.. na pewno. Były szaro. Nie lało, deszcz nieprzyjemnie siąpił tworząc swego rodzaju wodną mgiełkę, która drażniła oczy i moczyła dosłownie wszystko jeśli człowiek dłużej narażony był na jej działanie. Nie byłem pewien czy wolę raz a porządnie zmoknąć czy przez kilka godzin stać w tej pieprzonej mżawce. Na ulicach resztki brudnego, czarnego śniegu zamieniały się w brzydkie breje a później w ciemne kałuże. Nie było wiatru i dobrze bo chyba bym do końca zwariował. Szare niebo nie różniło się zbytnio od tego zimowego.

   Zdecydowanie nie lubiłem wiosny. No, może ta późna wiosna czyli okres podchodzący już bardziej pod ciepłe lato ubóstwiałem. Nie było wtedy ani zbyt zimno, ani zbyt gorąco. Zazwyczaj wiał lekki wiatr sprawiając, że promienie letniego słońca nie była aż tak dokuczliwe. W takie dni miałem wrażenie, że wszyscy naokoło są uśmiechnięci i pełni życia, w przeciwieństwie do dzisiejszej pluchy. Rzadko mijałem kogoś idąc ulicą, a jeśli już się na kogoś natknąłem mijał mnie pośpiesznie naciągając kaptur lub jakikolwiek skrawek materiału na głowę i niewyraźnie marudził pod nosem przeklinając pogodę.

   Wczesna wiosna nie różniła się niczym od jesieni, której też szczerze nienawidziłem.  Wszystko działo się jakby na odwrót. Jesienią dni stawały się krótsze, liście spadały z drzew, z dnia na dzień robiło się chłodniej. Wiosną każdy ranek nadchodził odrobinę wcześniej od poprzedniego, na gałęziach pojawiały się pączki, wszystko budziło się do życia. Wszystko oprócz zasranej pogody. Była połowa kwietnia a w zeszłym tygodniu spadła tona śniegu. Przez kilka dni temperatura trzymała się około -1 C i nagle wczoraj zaczęło się nieznacznie ocieplać. Nieznacznie czyli tak, żeby śnieg stopniał ale wciąż było cholernie zimno.

   Nie miałem na sobie kurtki, rano stwierdziłem, że skoro się ociepliło to dam sobie radę bez znienawidzonej części garderoby. Nic bardziej mylnego. Cały się trzęsłem, brązową bluzkę po pół godzinie marszu miałem doszczętnie przemoczoną, szare spodnie nieprzyjemnie lepiły się do skóry i mimo porządnych zimowych butów zaczynałem czuć wilgoć nawet na stopach. Pod czarną chustką, którą zawiązałem na włosach wszystko było doszczętnie przemoczone a po posklejanych kosmykach spływały drobne strumyczki wody. Że też popełniłem taki frajerski błąd i wyszedłem bez kurtki.

  Mijałem kolejne ulice, aż stanąłem przed celem mojej podróży, którym był niewielki sklep, pozornie z używanymi ubraniami. Jednak, jeśli ktoś był wtajemniczony wiedział, że sprzedawczyni jakimś niezwykłym sposobem szmugluje towarami z Edenu. Uśmiechnąłem się i wszedłem do środka. Było tam odrobinę cieplej niż na zewnątrz a wszędzie walały się góry szmat i zużytych ubrań. W dodatku ten charakterystyczny zapach... Nie przepadałem za tym miejscem, ale tylko tu w całym Jigoku mogłem dostać to, co chciałem.

- Dzień dobry. - przywitałem się i uśmiechnąłem przyjaźnie. Firmowy uśmiech nr 1.

- Och, witaj kochany! Jak zwykle punktualny. Jesteś cały przemoczony! Chcesz jakiś ręcznik, albo ubranie na zmianę? - wyglądała na szczerze przejętą moim stanem. Spojrzałem kontem oka na stertę znoszonych ubrań i zastanowiłem się, skąd kobieta je brała. Pewnie z bezdomnych, którym zdarzyło się umrzeć na ulicy...

- Nie chcę robić pani kłopotu. -odpowiedziałem przyjaźnie. - Na prawdę, ja tylko na chwilkę. Ma pani to co zamawiałem?

- Ależ oczywiście! - zniknęła na chwilkę na zapleczu. Nie było jej dosłownie pół minutki. Cały trzęsłem się z zimna. Przeklęta pogoda. - Proszę bardzo. To, co zawsze. Wiesz, kochanieńki. Jesteś moim stałym klientem i od jakiegoś czasu się zastanawiam... po co ci ta farba?

- To długo historia.- zacząłem i uśmiechnąłem się smutno. Firmowy uśmiech nr 2. - chętnie ją pani kiedyś opowiem. Przy filiżance herbaty lub kawy, gdy będzie cieplej. Lepiej wrócę już do domu. Coś czuję, że przez tę pogodę kolejny tydzień spędzę w łóżku. - spojrzałem na okno i przez chwilkę przyglądałem się spływającym po szybie kroplom deszczu.

- Oj racja! Wracaj już do domu! Jesteś pewien, że nie chcesz nic, żeby się owinąć, będzie ci cieplej.

- Nie ma sensu.- pokręciłem głową. - I tak zaraz znów przemókłbym do suchej nitki. Ile płacę?

- Tyle co zawsze

  Położyłem na ladzie pieniądze, pożegnałem się i znów wyszedłem na deszcz. Teraz trzeba wrócić... Zmarszczyłem brwi gdy poczułem przebiegające po plecach dreszcze. Na pewno będę chory.

    Gdy tak szedłem i przeklinałem w myślach pogodę kątem oka zobaczyłem grupę dzieciaków. Która była godzina? Koło 15.00, więc dzieciarnia pewnie wracała ze szkoły. Skręciłem w wąską uliczkę. Tyle wspomnień. Uśmiechnąłem się przyglądając szarym ścianą budynków, które pozornie wyglądały jak wszystkie inne szare ściany budynków.. Z drugiej strony przecznicy widać było liceum, do którego chodziłem i które skończyłem...6 lat temu. Aż trudno uwierzyć, że od tamtego dnia, dnia który zmienił moje życie, minęło już... 9 lat? Tak.. Teraz miałem 25 lat, a w chwili, gdy spotkałem Alla miałem chyba.. 16. Znów się uśmiechnąłem. Mimo, że minęło już tyle czasu pamiętam ten dzień, jakby to było wczoraj. Kilka dni później przyjąłem zlecenie i nieświadomie zgodziłem się na to, by zostać członkiem dziwnej i tajemniczej organizacji Devil's Net, w której byłem.. hmmm... czymś w rodzaju chłopca na posyłki, wykonującego brudną robotę. Wiele się od tego czasu zmieniło, a przede wszystkim zmieniłem się ja.

***

  Otworzyłem skrzypiące drzwi i wszedłem do ciepłego pomieszczenia.

- Oli? - usłyszałem głos z głębi mieszkania. 

- Zrób mi herbatę. - rzuciłem zamiast przywitania.

- Jeszcze czego.- chwila ciszy. - Wyszedłeś bez kurtki?

- Taa..- mruknąłem i stanąłem w drzwiach pokoju pełniącego funkcję biura i salonu w jednym. Podniósł wzrok znad sterty papierów. 

- Jasna cholera! Jesteś cały mokry. - wstał od biurka i podszedł do mnie chwytając po drodze leżący na krześle ręcznik. Pode mną powoli powstawała kałuża, przez mokre ubranie wciąż było mi zimno mimo, że w mieszkaniu było ciepło. Stanął przede mną i pomógł mi ściągnąć przemoczoną bluzkę. Rzucił okiem na buty stojące w przedpokoju, w miniaturowym jeziorku. Westchnął, ściągnął z moich włosów chustkę i zarzucił na jej miejsce suchy ręcznik. 

- Jak można być takim idiotą i wyjść bez kurki kiedy..

- Oj daj już spokój. - mruknąłem udając obrażonego. Mimo wszystko czułem się wyjątkowo dobrze gdy tak stał przede mną i wycierał moje czarne włosy. Zbliżyłem się i go pocałowałem zarzucając ramiona na jego szyję.

- Jesteś mokry. - stwierdził, gdy odsunąłem się na tyle, żeby mógł coś powiedzieć. 

- Tak.- zamruczałem cicho patrząc mu prosto w oczy. Zasłonił moją twarz ręcznikiem.

- Zrobię ci tą herbatę. - znów westchnął. Odsunął się i ruszył w stronę kuchni.

- Zawsze działa. - uśmiechnąłem się promiennie. - Z cytryną i cukrem poproszę! 

- Wiem, wiem. Idź się przebrać i rozwieś gdzieś te mokre ciuchy. 

- Już się robi. 

   Jeszcze raz na niego spojrzałem. Niewiele się zmienił. No na pewno dojrzał i trochę urósł. Młodzieńczy zarost został zastąpiony przez krótko przystrzyżoną, zadbaną brodę. Brązowe włosy miał starannie obcięte na wygodną długość a po bokach lekko wygolone. Nabrał masy, głównie mięśniowej. Nic dziwnego, że przyjęli go jako ochroniarza jednego z większych sklepów. Czasem musiał zajmować się papierkową robotą z czym zazwyczaj musiałem mu pomagać. No cóż, nie narzekałem. No i te oczy. Czarne jak noc, otoczone jeszcze ciemniejszymi rzęsami. To te oczy mnie wtedy uratowały, one mnie o nic nie oskarżały. Wtedy były zmartwione ale spokojne. 

  Tamtego dnia bez zastanowienia złożyłem mu... propozycję. Czułem się samotny, zagubiony, a on był przy mnie i chciałem, żeby to się już nigdy nie zmieniło. Zdałem sobie sprawę, że jest dla mnie kimś ważnym. Byłem pewien, że mi nie odmówi i nie odmówił. 

   Mieszkałem z Desmontem w niedużym mieszkaniu, chociaż jak na Jigoku spokojnie mogłem stwierdzić że pławimy się w luksusie. Sypialnia, salon, który został sprytnie umeblowany i pełnił funkcję biura, łazienka i kuchnia. Do tego maleńkie pomieszczenie przeznaczone zarówno na składzik jak i garderobę, bo ile ubrań może mieć dwóch facetów?

   Czy byliśmy parą? Myślę, że tak. Mieliśmy wspólną sypialnię w której nie tylko razem spaliśmy. Oj wile się tam działo. Czasem zachowywaliśmy się jak para zakochanych nastolatków, czasem jak stare małżeństwo, a czasem jak zwykli współlokatorzy. W każdym razie żyło nam się dobrze i nie mogliśmy narzekać na biedę. Często wychodziliśmy razem. Nawet w Jigoku znalazły się lepsze restauracje, zadbane bary, nawet kino i teatr. 

  Poza mną Desmont miał jeszcze kogoś. Nie wiedziałem kogo i szczerze mówiąc niezbyt mnie to interesowało. Czasem wychodził i nie wracał na noc, a ja nie pytałem. Bo czy był sens w trzymaniu dorosłego mężczyzny na smyczy? Chciał się od czasu do czasu zabawić? A niech idzie. Ja potrzebowałem jego obecności bardziej niż on mojej, wiedziałem to od samego początku i nie przeszkadzało mi to. Myślę, że on też by się nie obraził, gdybym raz na jakiś czas znalazł sobie kogoś. Ale nikogo nigdy nie znalazłem. Tym się różniliśmy.

  Okazało się, że cierpię na osobliwą przypadłość. Nie wiedziałem do końca co to jest, jednak byłem pewien, że jest związane z psychiką i mózgiem. Skoro tak to powinienem iść do... neurologa? psychiatry? psychologa? No ciekawe tylko gdzie. Tu? W tym syfie? Czasem ciężko było znaleźć zwykłego lekarza pierwszego kontaktu a co dopiero specjalistę. Przecież większość żyjących tu ludzi nie wiedziała czym taki neurolog się zajmuje. Musiałem radzić sobie sam. Więc, co mi właściwie dolegało? Ataki paniki. Pierwszy raz doświadczyłem tego 9 lat temu, gdy udało mi się zabić ochroniarza Frunda. Serce przyśpieszało, łapczywie łapałem powietrze, mimo to wciąż czułem duszność. Świat wirował i cały się trzęsłem, ale przede wszystkim czułem strach. Byłem tak nieziemsko przerażony, wszystko było w jakiś sposób złe, ludzie spoglądali na mnie z wyrzutem, przedmioty przybierały dziwne kształty, których się bałem. Cały świat stawał się dziwnie obcy i odległy. Podczas tych ataków byłem nieobliczalny i zdarzało mi się okaleczać samego siebie lub ludzi naokoło. Na nadgarstkach miałem podłużne blizny.

   Pewnego razu mniej więcej 2 lata temu,  gdy siedziałem w domu nagle dopadła mnie ta panika. Desmont streścił mi co się wtedy stało. Wpadłem jak oszalały do kuchni. Rozejrzałem się i pierwsze co zrobiłem to chwyciłem nóż. Gdy próbował do mnie podejść cofałem się i w kółko mamrotałem, że chcę zniknąć. Gdy kazał mi odłożyć nóż po prostu podciąłem sobie żyły. Obserwowałem spływającą krew z uśmiechem mówiąc, że nareszcie zniknę. Udało mu się wyrwać mi nóż z ręki i mnie uspokoić. Gdy opatrywał mi rany jakbym obudził się z dziwnego transu. Nic nie pamiętałem, ale blizny zostały. Coś podobnego miało miejsce jeszcze 2 razy więc moje ręce wyglądały, jakbym był zbuntowanym nastolatkiem tnącym się by zapomnieć o złu całego świata.

  Mimo wszystko zawsze Desmont potrafił mnie uspokoić. Nikomu innemu się to nigdy nie udało. Gdy zacząłem wariować w barze jakiś facet musiał mnie ogłuszyć, bo stwarzałem poważne zagrożenie dla osób wokół mnie. Być może, gdybym mieszkał w Edenie poszedłbym do lekarza, ten wypisałby mi jakieś prochy i wszystko by minęło. Ale urodziłem się w Jigoku i tak na prawdę nie miałem szans na leczenie. No chyba że...

- Masz tą swoją herbatę! -zawołał Desmont z kuchni. Już w suchych ubraniach czyli grubym swetrze i ciepłych dresach, usiadłem przy stole naprzeciwko niego. - Po co tak właściwie poszedłeś do miasta? - spytał.

- Po farbę. Jutro mogłoby jej już nie być. - odpowiedziałem spokojnie i napiłem się gorącego napoju. - Miałbym problem, gdybym jej nie dostał bo następna dostawa dopiero za dwa tygodnie.

- Wydajesz na nią fortunę. Nie szkoda ci kasy?

- Mam pieniądze. - wzruszyłem ramionami. - Muszę je jakoś wydawać. 

- Według mnie lepiej wyglądałeś w blond włosach. -mruknął i uważnie mi się przyjrzał. Szczerze mówiąc ja też uważałem, że czarny kolor do mnie w ogóle nie pasuje.

- Mniej rzuca się w oczy. - odpowiedziałem zapatrzony w kubek z herbatą. 

- No i co z tego? Z tymi swoimi słonecznymi włosami i niebieskimi oczami wyglądałeś po prostu zjawiskowo. Wszyscy się na ciebie patrzyli gdy szedłeś ulicą. 

- Właśnie o to chodzi. Zrozum, że nie chcę się rzucać w oczy. 

    Tuż po ukończeniu szkoły przypadkiem natknąłem się na ulotkę z Edenu, w której reklamował się jakiś producent farby do włosów typu " zrób se sam kolorek, będzie jak od fryzjera". Tak jak powiedział Desmont moja uroda rzucała się w oczy a tego nie chciałem, zwłaszcza w pracy którą wykonywałem było to nie wskazane. Długo szukałem, aż w końcu natknąłem się na sklep kobiety szmuglującej towary z drugiej strony. Ubrałem czapkę, schowałem pod nią włosy i poszedłem zamówić specyfik. Myślałem, że po jednym użyciu włosy lekko ściemnieją a odrosty nie będą tak jasne. Jak na złość miałem wrażenie, że są jeszcze bardziej blond niż były. Od tego czasu musiałem regularnie kupować farbę bo po około dwóch tygodniach zaczynało być widać lekkie odrosty. Desmont tego nie popierał a ja w końcu czułem się uwolniony od tego cholernego piętna. Już nie byłem laleczką, pięknisiem, paniczykiem. Byłem zwyczajnym mieszkańcem Jigoku. 

- Nie pomożesz mi tego nałożyć? - spytałem, chociaż doskonale znalem odpowiedź.

- Wiesz, że tego nie popieram. Odkąd razem mieszkamy farbujesz włosy. Zawsze dajesz sobie radę beze mnie. 

- Tak, tak. - dokończyłem herbatę, chwyciłem specyfik i ruszyłem do łazienki. - Wytrzyj tę kałużę w przedpokoju.

- Chyba śnisz paniczyku. - zmarszczył brwi ale się uśmiechnął. Odpowiedziałem mu tym samym. Tylko on teraz mnie tak nazywał i tylko jemu na to pozwalałem.

__________________________________________________

Taki przeskok w czasie. :D  Sporo się zmieniło jak widzicie no i w końcu udało mi się wpleść trochę romansu. Co wy na to?

Przeczytałeś? Zostaw komentarz. To tylko kilka minut a ja dzięki temu wiem, że ktoś czyta :)


Pozdrawiam
Koneko :*

1 komentarz:

  1. No, no ślicznie ;)
    Sporo się u nich pozmieniało i nawet miedzy nimi powstało coś na kształt ich własnego Edenu.
    Mam nadzieje, że to nie koniec. Zżyłam się z tym opowiadaniem :)
    Również mam małą skrytą nadzieje, że powstanie coś stricte N&S ;)

    W tym nowym roku, życzę Ci dużo szczęścia, radość i oby ten 2016 był o wiele lepszy od poprzedniego :)

    Dużo weny i pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń