wtorek, 7 lipca 2015

Rozdział XIV

Nie mam w sumie o czym pisać, więc przejdźmy od razu do rozdziału.

******************************************************************************

   Lekcje się skończyły. Pogrążony w myślach wolno wyszedłem ze szkoły. Szczerze mówiąc nie poszedłem dzisiaj się uczyć. Musiałem go spotkać, omówić kilka spraw. Już od jakiegoś czasu przestałem łaknąć wiedzy, ponieważ znalazłem inną możliwość przeżycia. Już nie musiałem być wyedukowany, teraz musiałem tylko zabijać. To było pójście na łatwiznę ale jednocześnie podjęcie się czegoś zbyt trudnego dla innych ludzi. Przynajmniej to sobie wmawiałem. Pomyślałem o mojej zdobyczy. W sierocińcu znałem wiele zakamarków, w których często chowałem najróżniejsze przedmioty. Jednak teraz wybrałem miejsce, do którego na pewno nikt nie zajrzy. Piękna katana, którą zabiłem dwoje ludzi. Byłem pewien, że jeszcze kiedyś mi się bardzo przyda. Szczelnie owinąłem ją kocem i schowałem w miejscu gdzie nigdy nikt nie zaglądnął. Bylem z siebie dumny. Taka zdobycz. Na ostrzu ledwie dostrzegalnie lśniła maleńka róża. Taka piękna. Nie zauważyłem jej od razu, ale gdy już wiedziałem gdzie się znajduje mój wzrok zawsze podążał w tamto miejsce. Mimowolnie wciąż przyglądałem się róży. Widziałem ją nawet teraz- oczyma wyobraźni.

 -Marzyciel się znalazł. Jeśli będziesz zawsze chodził z głową w chmurach to kiedyś może się to źle dla ciebie skończyć.

   Naprzeciwko mnie, w tym samym miejscu co zawsze, wsparty o mur starego budynku. All. Nie wiem czy na prawdę tak miał na imię, ani czy to w ogóle było imię. All. Nie młody ale nie stary, umięśniony. Ciemną, starannie ułożoną czuprynę teraz rozwiewał wiatr. Ciemną, ale nie czarną. Ciężko było mi zdefiniować kolor jego włosów. Niby zwyczajny ale jednak każdy włos lśnił czymś nieznanym, zagadkowym blaskiem. 
     Jak zwykle w szarym płaszczu. Jego blada cera na tle śniegu sprawiała wrażenie jeszcze jaśniejszej, prawie przeźroczystej. Pierwszy raz zacząłem zastanawiać ile może mieć lat. Zmierzyłem go jeszcze raz wzrokiem i oszacowałem na około 24-26 lat. Nie był stary, ale ja mnie, 16-letniego szczeniaka, wydawał się być bardziej odległy, ze względu na swój wiek. Był dorosły.
   Przyglądał mi się z poważnym wyrazem twarzy. I nagle zdałem sobie z czegoś sprawę. Przypomniało mi się, jak rozmawiał z jakimś innym facetem, coś o mnie mówili. A teraz badał mnie przenikliwym wzrokiem.

-Podziwiasz moją piękną buźkę?- spytałem siląc się na ironię w głosie. Mój wygląd. Mój kompleks.

-A żebyś wiedział- odpowiedział niby żartobliwie, ale jego twarz nawet nie drgnęła, wciąż stał poważny i skupiony. Nagle wzruszył ramionami, rozluźnił się i lekko uśmiechnął. - Słyszałem o tym, jak ładnie zacząłeś działać. Na chwilę spuścić cię z oczu a już dwoje ludzi wącha kwiatki od spodu. Masz talent.

-Nie jestem pewien, czy można to nazwać talentem. Ważniejsze jest to, że potrzebuje czegoś do nauki władania mieczem, jakiejś książki albo czegoś takiego. Wziąłem sobie ładną pamiątkę i nie chcę, żeby się zmarnowała.

-Nie ma sprawy. Jest tylko jeden problem. Mamy drobną zmianę planu. Kończy nam się czas, więc do końca tygodnia musisz zakończyć tą zabawę. Dasz radę?

   Przeszedł mnie zimny dreszcz. "Tydzień?! Przecież to tyle co nic. Jak mam pozbyć się kogoś tak wpływowego w zaledwie tydzień. Jeszcze z ranną  ręką." 
  Coś było nie tak. Ruszyłem lekko ramieniem-nic. Trochę mocniej- dalej nic. Zmarszczyłem brwi. Ruszyłem powoli w stronę wąskiej uliczki.

-A ty gdzie się...

-Nie pytaj tylko chodź.- przerwałem mu, zanim zdążył dokończyć. Gdy znalazłem się w miejscu, gdzie przechodnie nie mogli mnie zobaczyć ściągnąłem kurtkę i bluzkę. Zacząłem powoli odwijać bandaż z mojej ręki.

-Dostałeś? Co się stało.

-W sumie nic takiego. Wbił mi skurwysyn nóż w ramie i chodziłem z nową ozdobą około 2 godziny po mieście. Skubana powinna napieprzać.  W ogóle zapomniałem, że byłem ranny. To niemożliwe, żeby takie "draśnięcie" nagle przestało bo.... - nie mogłem uwierzyć własnym oczom. Na bandażu były ślady krwi ale rana brawie całkiem się już zagoiła. Patrzyłem osłupiały na rękę a chwilę później przeniosłem zdziwione spojrzenie na All'a. Widziałem że on jest równie zdziwiony co ja.
     Staliśmy tak przez chwilę w milczeniu, aż temperatura przypomniała mi, że jest środek zimy a ja stoję bez koszulki na mrozie. włożyłem ostrożnie bluzkę i kurtkę. Kilka razy ruszyłem ręką- nic. Uśmiechnąłem się smutno "na prawdę jestem dziwakiem".  Odkaszlnąłem i wróciłem do głównego tematu.

-Co się stało, że tak skróciliście mi czas?

-Im mniej wiesz tym lepiej. -Odpowiedział wymijająco. -Powinieneś tylko wykonać robotę bo w końcu za to ci płacimy. A jeśli już o płaceniu mowa tu masz 500 perionów na zaliczkę. Całą resztę, tak jak się umawialiśmy, dostaniesz po robocie. 

                                                                ***

   Nie wracałem do sierocińca, miałem zbyt mało czasu. Byłem już blisko Ulicy 33 gdy coś przyciągnęło mój wzrok. Niby nic, zwykły sklep. Rzadko robiłem zakupy, zwłaszcza, że jedzenie dostawałem w sierocińcu. Tym razem postanowiłem wstąpić, miałem pieniądze, więc mogłem się rozejrzeć  i nawet coś kupić. Rozejrzałem się i wszedłem. 
  Sklep był wyjątkowo duży jak na panujące tutaj warunki. Było w nim praktycznie wszystko czego mógłby potrzebować... przestępca? Nie miałem pojęcia, że takie sklepy w ogóle istnieją. Od lin, różnej grubości i wytrzymałości, po broń białą, pistolety, materiały wybuchowe, trucizny z dokładnie opisanym działaniem i sposobem podania. 
  Wydawać by się mogło, że sprzedawanie tego typu rzeczy w centrum Jigoku to zwykłe samobójstwo. Tyle, że to wszystko nie było przeznaczone dla nas. Przeciętny mieszkaniec ciemnej strony nie miał wystarczająco pieniędzy, żeby kupić najtańszą rzec. Ceny były po prostu nieziemskie. Moje 500 perionów to było już niesamowite bogactwo. Za tyle pieniędzy baz problemu mógłbym przeżyć rok, kupić jakieś mieszkanie i jeszcze nie narzekałbym na jakość życia. Tutaj ceny zaczynały się od 50 perionów. Majątek przeciętnego mieszkańca wynosił 20 perionów. Oczywiście zdarzały się grube ryby jak na przykład Albert Frund, ale byłem pewien, że klienci tego sklepu to wielcy panowie z Edenu.

-W czymś pomóc chłopcze?- usłyszałem niski głos sprzedawcy. Miał ręce pokryte tatuażami, krótką brodę i kolczyk w uchu. Mimo wyglądu sprawiał wrażenie miłego i przyjaznego człowieka. Uśmiechnąłem się, wyprostowałem. Przeczesałem palcami lśniące blond włosy i podszedłem do niego. Musiałem udawać dzieciaka z lepszej strony, żeby nie podejrzewał skąd u mnie tyle pieniędzy.

-Potrzebuję kilku drobiazgów. Liny, jakiejś wytrzymałej, pistoletu z tłumikiem i nabojów oczywiście. I jeszcze jakiś krótki chowany nóż.

Byłem prostolinijny. Tak jakbym mówił temu człowiekowi "zamierzam iść i zabić kogoś wpływowego, dokładnie to Frunda. Gruba akcja się szykuję. " i przy tym uroczo się uśmiechał. Czułem się dziwnie ale starałem się nie wypaść z "roli". Mężczyzna zmierzył mnie wzrokiem. Kącik jego ust lekko się uniósł. Skinął głową i zniknął na zapleczu. Ja zająłem się oglądaniem własnych paznokci i stwierdziłem że naprawdę kiepsko się prezentują. Schowałem ręce do kieszeni i rozglądałem się po sklepie. 
  Po chwili facet wrócił z tym o co prosiłem. Zaczął opowiadać szczegóły każdego przedmiotu, pokazał kilka innych i dał mi wybór. Ja przyglądałem się towarowi ale w końcu zaufałem temu co mówi. Podał cenę 499 perionów. Odetchnąłem z ulgą. Przez cały czas najbardziej bałem się tego, że zabraknie mi pieniędzy i że zacznę panikować. Zapłaciłem a sprzedawca uśmiechnął się i życzył mi powodzenia. Zatkało mnie. Spojrzałem w jego stronę a on dalej się szczerzył. Przytaknąłem i wyszedłem ze sklepu. Miałem wszystko czego było mi potrzeba, teraz musiałem tylko zaczekać aż zajdzie słońce.

5 komentarzy:

  1. Droga Koneko,bardzo ubolewam nad faktem,że nie publikujesz kolejnej części.Spróbuj zostawić bloga,to będzie z Tobą bynajmniej nie najlepiej,tym bardziej,że wiem przypadkiem,gdzie mieszkasz.Twoje opowiadanie jest naprawdę na wysokim poziomie i niecierpliwie czekam na więcej. Pozdrawiam,F <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wydaje mi się, żeby opo było na wysokim poziomie, ale dzięki za komentarz, który mega motywuje i przepraszam, że nic nie pisałam

      Koneko

      Usuń
  2. Porzuciłaś bloga? Czekałam, czekałam i nic ;-; Mam nadzieję, że to tylko 'chwilowy' brak weny...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wybacz, wiem że nie powinnam robić tak długich przerw ale po prostu nie mogłam zacząć. Miałam kompletną pustkę. Takie obiecywanie bez pokrycia w rzeczywistości nic nie znaczy ale mimo wszystko postaram się w miarę regularnie dodawać posty.

      Jeszcze raz przepraszam i pozdrawiam ;_;

      Usuń