niedziela, 3 maja 2015

Rozdział VIII

   Krótka przerwa, wybaczcie ale przed maturami miałam w szkole małą masakrę, ale teraz długi weekend, więc może oprócz tego rozdziału uda mi się jeszcze jeden wrzucić. Przy okazji pracuję nad one-shotem z paringiem z anime, ale to na razie tajemnica xD

 Miłego czytania <3

***********************************************************************************
    Ciepło, przyjemne ciepło otulało moje ciało. Uzależniające, kojące. Ciepło. Otulony w grubą kurtkę szedłem powoli wąskimi, brudnymi uliczkami. Uśmiechałem się. Już dawno nie czułem się tak dobrze. Byłem po prostu wesoły. Dobry humor?  Na mojej twarzy często gościł złośliwy uśmieszek, ale zazwyczaj byłem poważny. Życie nie było czymś, z czego mógłbym czerpać radość. Przynosiło raczej ból, cierpienie, zwątpienie. Ale teraz było inaczej. I pomyśleć, że jeden głupi przedmiot może kogoś uratować. Uratować przed ciemnością, którą każdy miał gdzieś głęboko wewnątrz siebie.
     Zamknąłem na chwile oczy, wciągnąłem w płuca mroźne powietrze i pierwszy raz w życiu ta czynność sprawiła mi tyle radości.
 - Czekałam na ciebie- lekko drżący kobiecy głos. Otworzyłem oczy przede mną stała drobna jasnowłosa dziewczyna, sporo niższa ode mnie. Widziałem ją już dwukrotnie, za każdym razem w dość niesprzyjających rozmowie okolicznościach. Jeszcze dzisiaj rano. Tak, ona była jedyną osobą, która próbowała ratować Desmonta. Jedyną oprócz mnie.  Patrzyłem na nią lodowatym wzrokiem. Cała rozpierająca mnie radość ulotniła się gdzieś i nie było po niej już śladu.
 - Masz do mnie jakąś sprawę?
 - Tak. Jedną i wydaje mi się, że wiesz jaką.
  -Nie mam bladego pojęcia - teatralnie rozłożyłem ręce. Zmierzyła mnie wzrokiem. Próbowała tego nie okazywać, ale się bała, widziałem to w jej brązowych oczach.
 -Chcę, żebyś zostawił Desmonta w spokoju. Nie odzywaj się do niego, nie zbliżaj, nawet na niego nie patrz. Rozumiesz o co mi chodzi?
 -Rozumiem, tylko jest jeden problem, wiesz? To on się do mnie przyczepił a nie ja do niego. Porozmawiaj z nim a nie ze mną. Myślę, że...
 -To nie jego wina! - wrzasnęła tak niespodziewanie, że moja maska obojętności rozpadła się w ułamku sekundy. - Gdyby cię nie było nie miałby żadnych problemów. To twoja wina, to twoja wina bo żyjesz. Powinieneś nigdy się nie urodzić! - uderzyła mnie w twarz, ukłucie.
    Poczułem coś dziwnego. Jakby ktoś rozżarzonym  kawałkiem metalu wypalił na wylot dziurę w moim ciele. Odruchowo spojrzałem w dól i chwyciłem się za brzuch, nie było śladu po żadnym skaleczeniu a co dopiero po poważnej ranie. Co się stało? Zachwiałem się na nogach. Świat zaczął wirować. Wyciągnąłem rękę w jej stronę, a ona patrzyła na mnie przerażona, musiałem wyglądać strasznie, odsunęła się kilka kroków. 
 -Pomóż mi...- wyszeptałem. Poczułem jak moje ciało uderza o chłodną ziemie. Było mi jednocześnie gorąco i zimno. Resztkami sił starałem się nie zamykać oczu, nie mogłem stracić przytomności. Ale nagle lodowata ziemia stała się taka wygodna, moje ciało było ciężkie, jakbym cały dzień ciężko pracował fizycznie, a przecież nic nie robiłem. Widziałem jak uciekała. Ciemność, "co się dzieje?". To była moja ostatnia myśl.
   
      Usłyszałem jakieś niewyraźne dźwięki, wszystko wydawało się takie ciężkie, a zwłaszcza powieki. Oddychałem z trudem a za każdym razem kiedy powietrze przepływało przez moje płuca czułem niewyobrażalny ból. Głos. Najpierw niewyraźny. Nawet nie starałem się wsłuchać w słowa, chciałem zasnąć. Podczas snu nic nie czułem, ani ciężaru mojego własnego ciała, ani bólu. Jednak jakby na przekór mnie słowa nabierały kształtu. Zaczynałem rozróżniać pojedyncze wyrazy. Rozmawiali. Kto? Rozpoznawałem jeden z głosów, ale nie potrafiłem przypomnieć sobie do kogo należał.
 -Nie powinieneś był go tu przyprowadzać. Sprowadzi na nas kłopoty, jestem tego pewien.
 -Już mamy kłopoty, a on jest prawdopodobnie jedyną osobą, która może nam pomóc.
 -Na pewno nie jedyną, po prostu jesteś leniwy All. Nie możesz znaleźć nikogo lepszego i trzymasz się wersji, że nikt nie może go zastąpić.
 -Słuchaj to nie tak...- urwał. Dopiero teraz zdałem sobie sprawę, że otworzyłem oczy i od dłuższego czasu wpatrywałem się w dwie niewyraźne sylwetki. Nie potrafiłem zogniskować wzroku ale mimo to rozpoznałem jednego z nich. Jego głos wydawał mi się bliski, a twarz była młoda. Chociaż był sporo starszy ode mnie to nie można było nazwać go starym. Teraz oboje patrzyli na mnie. Kręciło mi się w głowie. Wszystko mnie bolało, próbowałem wstać.
 -Stój! - krzyknął mój "pracodawca". -Nie powinieneś wstawać. Leż i odpoczywaj.
 -Co się stał...- ręce, na których opierałem ciężar ciała ugięły się i upadłem na... miękki materac? Gdzie ja do cholery byłem?
 -Kurwa. Miał dla nas odwalić tylko czarną robotę, a teraz mamy szczeniaka na głowie, mimo że nic jeszcze nie zrobił. Chyba macie sobie do pogadania, wychodzę.- obcy mężczyzna szybkim krokiem wyszedł zatrzaskując za sobą drzwi. Mój wzrok błędnie krążył po pokoju. Nie mogłem się na niczym skupić, co tu się cholera działo? 
 -Pewnie jesteś lekko zdezorientowany. Rozumiem cię, nie mogę powiedzieć ci gdzie jesteś, ale mogę powiedzieć co się stało. Ktoś cię otruł 
  Otruł? Kiedy? Jak? Kto? Nagle olśnienie. Piekący policzek, Ukłucie. Podniosłem rękę w kierunku twarzy. Na policzku znajdowała się mała ranka, którą wyczułem opuszkami palców. Spojrzałem na stojącego obok mężczyznę. 
 -Dobrze kombinujesz młody. Nie wiem kto cie tak urządził, ale prawdopodobnie to skaleczenie jest wszystkiemu winne. Znalazłem się leżącego na ulicy. Jesteś mi potrzebny i to bardzo. Dlatego tu jesteś, dlatego jeszcze żyjesz. - Do czego byłem mu potrzebny? Przecież mógł wynająć każdego pierwszego lepszego małolata, ba nawet niejeden dorosły nie pogardziłby taką robotą. Porządne pieniądze. Ludzkie życie nie ma tu nic do rzeczy. Tylko dlaczego ja? Jeśli by się postarał to kolejki brudnych mieszkańców Jigoku  ustawiałby się by tylko spełnić jego żądanie. 
 -Czemu ja? -wymówiłem moje myśli na głos, z wielkim wysiłkiem. Patrzył na mnie zdziwiony. 
 -Nie wiesz czemu?- Jego oczy były okrągłe. Co go tak zaskoczyło? Przecież byłem jak każdy inny chłopak z ulicy. Wyróżniał mnie tylko kolor włosów i oczu, i sylwetka, i postawa. Dobra różniłem się ale tylko wyglądem. W środku byłem tak samo brudny jak wszyscy inni.
 -Ile spałem?
 -Jakieś trzy dni.- te słowa podziałały na mnie jak kubeł zimnej wody. Energicznie się podniosłem i usiadłem. Natychmiast tego pożałowałem. Mięśnie odmawiały współpracy. Resztkami sił udało mi się utrzymać ciało w pozycji siedzącej. Ciężko oddychałem. 
 -Zostaniesz tu kolejne trzy dni, potem odstawimy się do domu. Zaczniesz się przygotowywać do powierzonego zadania. Cholera potrzebuję cię!
  Masa pytań napłynęła do głowy. Powieki ciążyły, mięśnie drgały. Nie wytrzymałem. Poczułem tylko uderzenie ciała o miękki materac. Sen był prawdziwym ukojeniem.

1 komentarz:

  1. Źle mi z tym, że nadrobiłam trzy rozdziały i napisałam tylko przy najnowszy. Poprawiam się. :)
    Jak czytałam ten tekst miałam nieodparte wrażenie, że tak lafirynda od siedmiu boleści, blond-chuj-wie-co nie grzeszy inteligencją. Aaaaa jak ja jej już nie lubię!!!
    Dobra, kontynuując, dziwnie się porobiło. serio... dziwnie. Coraz bardziej zwariowane to wszytko ale na tym świecie... TYLKO WARIACI SĄ COŚ WARCI... wiec jest spoko :)
    Lece dalej :)

    OdpowiedzUsuń