I jest kolejny rozdział! Ostatnio strasznie nie chce mi się pisać a dzisiaj ktoś wolał sprzątać niż wyjść ze mną na zewnątrz, a taka była piękna pogoda (wiem, że to czytasz xD) Sprzątanie to zło :c
**********************************************************************************
Obudził mnie hałas, zgiełk. Leniwie podniosłem powieki. Naokoło mnie wiele dzieciaków przygotowywało się do szkoły. Do szkoły? Szybko spojrzałem na zegar. Lekcje miały zacząć się o 8.00 a była już 7.30, zaspałem. Natychmiast się zerwałem i ruszyłem biegiem w stronę łazienki. Kolejka była nieziemsko długa. Stanąłem na końcu i czekałem zdenerwowany. Dlaczego budzik nie zadzwonił? A może zadzwonił. Cholera to wszystko przez te nocne rozmowy. Spóźnię się, już pierwszego dnia się spóźnię, zajebiście.
Usłyszałem jak ktoś mnie woła. Rozejrzałem się naokoło i zobaczyłem kogoś, kto machał do mnie z początku kolejki. Przyjrzałem się To był Desmont, chłopak przez którego zaspałem. Westchnąłem i podszedłem do niego.
-Zaspałeś? -bardziej stwierdził niż zapytał. Kiwnąłem lekko głową w odpowiedzi i spojrzałem leniwie na łańcuch ludzi. Dlaczego ze mną rozmawiał? Przecież powinien mnie unikać, powinien mijać mnie ze spuszczoną głową i czerwonymi policzkami. Zamiast tego stał tutaj i mówił do mnie. Mówił! Znowu odleciałem! - ..ina?
-Sorki, zamyśliłem się, mógłbyś powtórzyć?
-Często ci się to zdarza- zaśmiał się- pytałem czy to przeze mnie? Bo to ja wyciągnąłem cię w środku nocy. Na pogaduchy mi się zebrało. O której zaczynasz lekcje?
-O 8.00. Nie ma żadnej szansy, żebym zdążył.
- Jestem pierwszy w kolejce a lekcje zaczynam dopiero o 8.30. Możesz wejść przede mną.- patrzyłem na niego zdziwiony. Był dla mnie miły na pewno. Chciał być miły, nie robił tego z przymusu. Zazwyczaj byłem sam, ludzie mnie unikali lub specjalnie ignorowali. Jeszcze nikt z własnej woli nie próbował się ze mną za kumplować. Nie. Kiedyś, dawno. Miałem przyjaciela. Jedynego przyjaciela. Pewnego dnia zniknął. Po prostu się rozpłynął. Nie wiem co się z nim stało. Byłem mały więc nie wiele pamiętam, ale jednego jestem pewien, był jedyną osobą na świecie, którą mógłbym nazwać przyjacielem.
-Słuchaj, jeśli robisz to z poczucia winy, albo po prostu, żeby się pośmiać to odpuść sobie.- Mój głos był zimny, brzmiał twardo i agresywnie. Ale tym co mnie zdradziło było pewnie moje spojrzenie, pełne nadziei, kótra gdzieś wewnątrz mnie kiełkowała. To nie tak, że nie chciałem mieć nikogo bliskiego. Ja po prostu byłe przyzwyczajony do samotności. Bałem się, że nie będę umiał żyć w jakichkolwiek relacjach z drugą osobą. Zawsze sam. Nie dam sobą pomiatać. Nigdy. Zawsze sam. Ciche westchnienie.
- Ej, nie robię tego z poczucia winy. Chcę się zakumulować i tyle. Wiesz, wczoraj trochę o ciebie pytałem. Zawsze chodzisz sam więc...
-Więc się odpierdol!- nie chciałem krzyczeć, ale krzyknąłem. Wszyscy patrzyli w moją stronę. Ze zdziwieniem. Desmont stał jak wryty, a ja odwróciłem się na pięcie i już chciałem odejść, kiedy poczułem, że ktoś mnie chwycił za rękę.
-Sory...- prawie szepnął. Byłem naprawdę zaskoczony. Wiedziałem, że nie miał złych intencji, ale mimo to wyszarpnąłem rękę i odszedłem.
Byłem zły. Analizowałem już kolejny raz całą sytuację. Powinienem był po prostu go zignorować, nie odzywać się, odizolować.
Nawet się nie umyłem. Ubrałem gruby sweter i wyszedłem, nie chciałem się spóźnić do szkoły.
Gdy wychodziłem ze szkoły próbowali mnie otoczyć, znowu. Bliźniacy i Małecki. Wściekli. Ja ich zignorowałem. Na prawdę nie miałem ochoty na kłótnie czy bójki. Nagle zza budynku wyszedł mężczyzna, w szarym płaszczu, trochę starszy ode mnie, ale nie można było nazwać go starym. Znałem go. Na jego widok cała trojka, gotowa by mnie zabić, wycofała się i ruszyła w inną stronę. Moje błękitne oczy znów skupiły się na nim. Wczoraj mi pomógł chociaż nie miał ku temu powodów. Patrzył na mnie, czekał. Ruszyłem powoli w jego stronę. Stał plecami opierając się o stary budynek. Gdy tylko znalazłem się obok niego stanąłem w podobnej pozycji. Kilka chwil panowała cisza, ale nie taka niezręczna, świdrująca, drażniąca. Ta cisza zapowiadała, że za chwilę wydarzy się coś ważnego. Pełna napięcia, niepewności.
-Żyje- mężczyzna przerwał milczenie- a przynajmniej jeszcze wczoraj żył.
-Mam powiedzieć, że się cieszę? -słowa wyjątkowo łatwo wypływały ze mnie. To uczucie było dziwne. Ja, zawsze milczący swobodnie rozmawiałem z zupełnie obcym facetem.
-Nie. -chwila milczenia.- Jakbyś się postarał zabiłbyś go bez problemu.
-Wiem. Jeśli bym go zabił wyleciałbym z jednej z niewielu szkól w tym syfie, a tego nie chce.
-Widzę, że chcesz się kształcić. To rzadkość u chłopców w twoim wieku.- Popatrzył na mnie, chyba. Mój wzrok był utkwiony gdzieś daleko. Nie odpowiedziałem. -Mam dla ciebie pracę.- Tym razem ja popatrzyłem na niego zdziwiony. Pracę? - Jestem z Edenu, ale często tu bywam. Sam rozumiesz, tutaj za grosze ludzie zrobią dla mnie wszystko. To wielka oszczędność.
"Obleśne" pomyślałem. Jednocześnie chciałem z nim rozmawiać i uciec stąd jak najdalej. Czułem coś złego.
- Jaką robotę może miecz paniczyk dla takiego śmiecia jak ja? -Uśmiechnąłem się z ironią. Zaczynałem juz podejrzewać o co chodzi, ale bałem się tych podejrzeń, bałem się tego co zaraz powie, bałem się tego, czego on ode mnie będzie chciał. Przełknąłem ślinę.
- Nie masz wielu kumpli, prawda? Masz stare buty, nie nosisz sweter zamiast kurtki i nie umyłeś się dzisiaj ani pewnie nawet wczoraj. Wiesz co? Ludzie lgną do pieniędzy. Jeśli ktoś ma lepsze ciuchy od razu otaczany jest przez wianuszek "przyjaciół" gotowych oskubać go przy każdej nadarzającej się okazji. Ale niektórzy chcą tego. Wiesz dlaczego? Bo boją się samotności. A czego ty się boisz?
Patrzyłem mu głęboko w oczy. Czego ja się boję? "Słów, które zaraz wypowie ten facet" pomyślałem. nie byłem głupi. Znałem historie dziewczyn i chłopców, którzy zarabiali na niewyżytych mieszkańcach Edenu. Bałem się tego, co będzie chciał mi zaproponować. Bałem się, że nie będę w stanie odmówić. Odwróciłem wzrok. Mam uciec?
- Nie musisz uciekać.- Jakby czytał mi w myślach.- Nie jestem żadnym zboczeńcem... albo może? W sumie, to kto nie jest zboczony? - uśmiechnął się... ciepło? Tak, to był miły i ciepły uśmiech jakim mógłby obdarować ojciec syna. Spuściłem wzrok. W kąciku oka zakręciła się samotna łza. Ojciec? A co to takiego? Chwila słabości nie trwała długo, ale ją dostrzegł. - Słuchaj chłopcze. To, o co chcę cię prosić nie jest zbyt zgodne z prawem, ale tu przecież prawo nie istnieje. Wysłuchasz mnie?
-A mam wyjście? - Byłem ciekawy, bardzo ciekawy tego człowieka.
- Jak już wspomniałem żyję, mieszkam, pracuję w Edenie. Jednak często droga prowadziła mnie do tego piekła, które dla mnie było swego rodzaju niebem. Nie musisz rozumieć, ważnie, żebyś znal ogólny zarys. Tak więc, często tu bywałem. W końcu stało się nieuniknione. Moje relacje z pewnym z miejscowych gangów stały się dość... napięte? W każdym razie mam problem, bo nie mogę swobodnie poruszać się po ulicach Jingoku, a to nie jest mi na rękę. Trzeba się go pozbyć. Nie proponowałbym tego pierwszemu lepszemu szczeniakowi, ale ostatnio widziałem dzieciaka, który jednym ruchem prawie zabił starszego i silniejszego od siebie chłopca. A co było najdziwniejsze? Patrząc na krwawiącego napastnika po prostu się uśmiechał.
" Co on mi proponuje? Cholera, nie wiem czy nie wolałbym się z nim przespać dla świętego spokoju. Morderstwo?"
-Nie patrz tak na mnie. Powody mogę wydawać ci się błahe, ale nie znasz szczegółów i bardzo dobrze. Jutro podam ci dokładne dane i adres. Pytanie tylko, czy zgadzasz się? Jeśli obiecam najcieplejszą kurtkę jaką znajdę w Edenie?
-Nisko cenisz ludzkie życie... Kurtka? - Uśmiechałem się? Tak. Pełen ironii i ekscytacji uśmiech zagościł na mojej twarzy. Ktoś w końcu docenił to co umiem najlepiej. - Wszystkie zimowe części garderoby, ciepłą pierzynę i jeszcze 2000 perionów, z góry. I jeszcze gwarancja, że będą kolejne zlecenia, za które ja będę ustalał wynagrodzenie. Co ty na to?
Patrzył na mnie lekko uśmiechnięty. W jego jasnych oczach widziałem błysk.- Nie jesteś tani.
- To ludzkie życie jest drogie.
-Zgadzam się.- Uścisnęliśmy sobie dłonie i każdy poszedł w swoją stronę. Z mojej twarzy nie schodził uśmiech.
Extra!!!:D
OdpowiedzUsuń